Zlot na Festungsfront ODER-WARTHE-BOGEN - TURYSTYKA HISTORYCZNA - HISTORIA, PRZYGODA, PASJA, HOBBY

Szukaj
Idź do spisu treści

Menu główne:

Zlot na Festungsfront ODER-WARTHE-BOGEN

CZYTELNIA > Reportaże
 



W dniach 6-8 lipca 2007 roku, na obszarze centralnego odcinka Festungsfront Oder - Warthe - Bogen (Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego) odbył się wyselekcjonowany Zlot Internetowych Portali: stowarzyszeniebastion.com & bunkrowiec.com.pl. Bez oficjalnych zaproszeń powiadomieni użytkownicy internetowych for, zebrali się w pierwszy weekend lipca, by wspólnie spędzić czas na wchłanianiu historycznej atmosfery, jaką roztaczał przez wszystkie dni trwania Zlotu, podziemny system fortyfikacji Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego.
    Oficjalnym dniem przyjazdu ogłoszony został piątek (6 lipca), jednakże my - SHT Bastion - stawiliśmy się
dzień wcześniej, tak by móc o jeden dzień dłużej delektować się niepowtarzalnym klimatem panującym w czeluściach podziemi: ciszą, ciemnością i wilgocią...

    Pierwszy dzień wiązał się z walką o przetrwanie w dotarciu do miejsca przeznaczenia, jako że aura była
nader niesprzyjająca. Wśród akompaniamentu grzmotów burzy, na przemian wzbogaconej przeszywającymi nasze sylwetki wraz z dreszczem emocji efektami świetlnymi, równym marszem zmierzaliśmy do celu. Kres marszu i wytchnienie dały dopiero hałdy drugowojennego żelbetu, w który spowity został nasz pierwszy docelowy punkt - jeden z panzerwerków Werkgruppe York. Wymiana odzieży wierzchniej oraz regeneracyjny posiłek spożyty na głębokości 30m pod powierzchnią gruntu, wpłynęły budująco na strudzoną psychikę. Po zaczerpnięciu długo oczekiwanego podziemnego powietrza nadszedł czas rekonesansu. 10-cio kilometrowy marsz korytarzami systemu, niczym eliksir o niespotykanych właściwościach, dodał tak długo oczekiwanej energii. To właśnie dla tych chwil jedziemy blisko 300 km w głąb Polski, by móc zachwycać się swobodą wędrówki pośród milionów ton stali, betonu   jednym słowem po prostu historii. Dziesiątki zdjęć, porównanie powstałych od ostatniego pobytu zmian - tak upłynął czas do pierwszego noclegu. Rzecz jasna wewnątrz, pod ziemią.... Brak zasięgu telefonów komórkowych, pozwolił na odetchnięcie od cywilizacji. Jednakże nieubłagany czas nie zważa na to, że nie wszystkim zależy by pędził stale do przodu. Wg wskazań był już poranek, zatem koniecznym stało się wyjście na przeciw kolejnej ekipie, która miała zjechać do miejsca przeznaczenia. Punktualni niczym w szwajcarskim zegarku podróżnicy z centrum Polski zawitali przed południem. Od tej chwili rozmowom, dyskusjom nie było końca, aż po dzień ostatni. W międzyczasie kolejno docierały ekipy ze Szczecina, Poznania, Międzyrzecza, Gliwic, Chorzowa, Krotoszyna, Kalisza... Nikt na brak towarzystwa nie mógł narzekać. Urozmaiceniem podziemnych doznań, były naziemne zjazdy na linach. Radości końca nie było... Naprzemienne wędrówki mniejszych i większych grup penetrowały podziemny system, by w późnych godzinach nocnych zebrać się wspólnie w miejscu noclegu, jakim był kolejny Panzerwerk. Na sobotni dzień przewidziany był wyjazd do Niemiec oraz sprzątanie -dobrowolne/charytatywne:) - podziemi systemu. W Niemczech, w m. Furstenwalde mieliśmy zamiar zwiedzić jedną z supertajnych baz wojskowych, która w latach powojennych ub. wieku funkcjonowała w tej miejscowości. W najbliższym czasie zapraszamy do zapoznania się z jejhistorią na łamach naszej witryny. W tym czasie pozostali zlotowicze dzielnie zbierali wszelkie pozostałości po innych (mniej kulturalnych "turystach").Wieczorno-nocne podziemne pielgrzymki, przetestowały kondycję nas wszystkich. Ponad 15-sto kilometrowe forsowne marsze podziemnymi tunelami, zmorzyły wszystkich do tego stopnia, że w chwili dotarcia do miejsca bytowania, każdy zamarzył o śpiworze...

    Niedzielny poranek przywitał nas zdziwionym komentarzem osób, które przypadkowo natknęły się na nasz
nocleg. Po zadaniu przez jedną z nich pytania: "Przepraszam, gdzie mam teraz iść, w prawo czy w lewo?"- padła odpowiedź wyrwanego z drzemki kolegi: "W dół...". Te dwa słowa najwyraźniej przemówiły do wyobraźni nieodpowiedzialnego wędrowcy, który wspierając się iskrzącą niczym krzemień w dłoniach pierwotnego człowieka zapalniczką, planował "podbój" systemu. No cóż, lekkomyślność ludzka i ... sami wiecie :) Nastała niedziela, dzień rozjazdów we wszystkich kierunkach poszczególnych uczestników weekendowego zlotu. Ostatnie integracyjne spożywanie potraw, serwowanych niejednokrotnie w otworze strzelnicy, ostatnie terenowe rekonesanse i ... pożegnanie. Do następnej imprezy. Być może już nie długo, na pewno w tym samym zestawie, wzbogaconym ewentualnie o kolejnego "wtajemniczonego".

    Dlaczego o tym wszystkim piszę, zamiast zwykłej krótkiej notatki w stylu "w dniu tym i tym byliśmy,
widzieliśmy...itp."? Otóż dlatego, by chociaż w ten sposób podziękować wszystkim przybyłym na miejsce zgrupowania uczestnikom Zlotu, za to że przybyli, za to że każdy swym wkładem współtworzył ową niepowtarzalną atmosferę, za bezinteresowność i równość, za przyjaźń... wymieniać można by było jeszcze długo. Warto jednak z imienia wymienić Kodę - czworonoga, który obok poranno-śniadaniowego kota towarzyszącego nam o tej porze, dzielnie znosił trudy bunkrowej tułaczki. Warto wspomnieć, że zdecydowana większość z nas, to osoby mające rodziny, pracujące zawodowo, borykające się na co dzień z rozmaitymi przeciwnościami życia... To osoby, dla których możliwość spotkania się z przyjaciółmi to jeden z głównych punktów w roku, który planuje się już dużo wcześniej, niejednokrotnie z rocznym wyprzedzeniem. Każdy kto tylko zechce, ten trafi... Wyjazd  w bunkry  to nie tylko sposób na spędzenie czasu   to przede wszystkim styl życia, pasja, hobby.  Ale o tym wszystkim jeszcze przyjdzie czas napisać...

Marcin Mościcki (2007)


 
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego